Spis treści
Uprawy

Polskie rolnictwo w latach 70. XX wieku

Końcówka lat 60. była wyjątkowo niekorzystna dla polskiej wsi. Na ówczesny stan wpływ miały następujące czynniki:

  • niedoinwestowanie gospodarstw indywidualnych,
  • dysproporcje pomiędzy produkcją paszy i żywca,
  • pełna błędów polityka cenowa komunistycznych władz,
  • niesprzyjające warunki atmosferyczne.

Z pierwszymi trzema czynnikami polscy rolnicy zmierzali się od dłuższego czasu. Niepogoda była jednak tym, co dodatkowo dobiło ten sektor gospodarki. W efekcie tego produkcja rolnicza w 1970 roku była taka sama jak 3 lata wcześniej. Permanentne braki zaopatrzeniowe na rynku jeszcze się wzmocniły, ucierpiał też bilans płatniczy, obarczony koniecznością importu pasz.

Polska wieś nie miała też oparcia we władzach. Pierwszy sekretarz – Władysław Gomułka – zarzucał wręcz rolnictwu, że „ciągnie do dołu” gospodarkę socjalistyczną.

Zmiana władzy, zmiana nastawienia i pierwsze działania

Zupełnie inne podejście prezentował w kontekście rolnictwa Edward Gierek, który twierdził, że „Gospodarka żywnościowa jest sprawą całego narodu”. Chciano uniknąć kolejnych niepokojów społecznych, stąd zmieniono optykę patrzenia na wieś. Upatrywano w niej szansę na rozwój.

Już na początku podjęto kilka działań, które spotkały się z aprobatą rolników. W 1971 roku podniesiono ceny skupu trzody chlewnej, bydła oraz mleka, co w prosty sposób przełożyło się na zwiększenie opłacalności hodowli.

Zniesiono także obowiązkowe dostawy, uruchomiono wysokie kredyty na rozwój budownictwa wiejskiego. Samych rolników objęto powszechnym ubezpieczeniem zdrowotnym.

Mechanizacja rolnictwa

Początek lat 70. to czas mechanizacji prac polowych. Ponad 30 tysięcy ciągników rolniczych marki Ursus zostało wyprodukowanych w 1970 roku. Ilość nie szła jednak w parze z jakością. Traktory nie mogły poszczycić się wysoką wydajnością. Szacowano, że zastępowały one pracę półtora konia – zysk był więc niewielki.

W omawianej dekadzie na polskie pola wjechał legendarny kombajn – „Bizon”. Losy tego projektu są dość ciekawe. Otóż władze uznały, że kombajn „Vistula” do tej pory służący rolnikom, jest przestarzały i produkująca go fabryka w Płocku ma przestawić się na wytwarzanie bron i kos. Płoccy inżynierowie nie odpuścili jednak tematu – po godzinach stworzyli projekt nowoczesnej maszyny. Tak powstał kombajn „Bizon”, „rolls-royce” polskiego rolnictwa, ochoczo wykorzystywany w komunistycznej propagandzie sukcesu.

Władze ochoczo inwestowały w mechanizację rolnictwa. Budowa nowoczesnych maszyn do zbioru zielonek, ziemniaków lub buraków nie zawsze kończyła się sukcesem. Na tym polu rezultaty często były odmienne od oczekiwanych.

Nie zlikwidowano natomiast negatywnego zjawiska, jakim było faworyzowanie gospodarstw państwowych i spółdzielni. PGR-y, choć były mniej wydajne niż gospodarstwa indywidualne, nie miały kłopotu z dostępem do maszyn, np. ciągników „massey-fergusson”. Ówczesne przepisy były na tyle absurdalne, że prościej było daną maszynę zezłomować, niż sprzedać ją właścicielom gospodarstw indywidualnych. Często złomowano sprzęt, np. młócarnie i kombajny, które przydałyby się innym gospodarzom.

Kolektywne lepsze niż indywidualne

Dyskryminacja gospodarstw indywidualnych była czymś, co pozostało niezmienne w latach 70. Wspomnieliśmy już o utrudnionym dostępie do maszyn rolniczych – to nie było jedyne działanie, które miało osłabiać tę część gospodarstw.

Gospodarstwa indywidualne były zdecydowanie wydajniejsze niż państwowe molochy. Czyniły to na przekór władz, przy zdecydowanie mniejszych możliwościach. Odnotujmy prosty fakt, że w porównaniu do państwowych gospodarstw dysponowały one 4-krotnie gorszym wyposażeniem technicznym oraz 3-krotnie mniejszą ilością nawozów sztucznych. Wbrew temu, władze komunistyczne w swej propagandzie kolektywne rolnictwo pokazywało jako te bardziej wydajne, mające większą przyszłość.

Poza propagandą, podejmowano również realne działania. Chłopi w pewnym momencie mieli zakaz nabywania ziemi z Państwowego Funduszu Ziemi – decyzją ministra rolnictwa. Władze lokalne natomiast zrywały umowy dzierżawy ziemi z rolnikami indywidualnymi. Dodatkowo, władze próbowały się posunąć do pewnej formy przekupstwa. Widząc, że społeczeństwo wiejskie się starzeje i w niektórych gospodarstwach indywidualnych brakuje następców, proponowano rolnikom zrzeczenie się ziemi na rzecz państwa w zamian za emeryturę. Działanie to wywołało sprzeciw na wsi, w jego następstwie powstawały Komitety Samoobrony Chłopskiej.

Wszelkie działanie osłabiające gospodarstwa indywidualne nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, nadal były one wydajniejsze niż inne. Generowały w 1975 roku 27 tys. zł produkcji czystej na jednego zatrudnionego. W przypadku spółdzielni wynik wynosił 22 tys. zł, z kolei w PGR 11 tys. zł.

Produkcja roślinna i zwierzęca

Pierwsza połowa lat 70. to pogłębienie dysproporcji pomiędzy produkcją roślinną a zwierzęcą. Władze komunistyczne, jak wcześniej wspomnieliśmy, zadbały już na początku swych rządów o hodowców, zwiększając ceny skupu m.in. trzody chlewnej oraz bydła. O produkcji roślinnej natomiast zapomniano. W efekcie tego w ciągu 5 lat produkcja zwierzęca wzrosła o 30 proc., a roślinna zaledwie o 12 proc.

Efekty były proste do przewidzenia. Wzrósł import pasz, niezbędnych do wykarmienia rosnącego pogłowia zwierząt. To zaś generowało coraz wyższe koszty. Rozwój produkcji zwierzęcej, jak większość rzeczy w tamtym okresie, odbywał się więc na kredyt.

Rosła konsumpcja mięsa, powiązana ze wzrostem płac. Komuniści, bojąc się reakcji społecznej, nie podnosili cen mięsa. Jednocześnie też nadal wspierali rozwój tego działu rolnictwa. Z uwagi na stałe ceny i coraz wyższe koszty produkcji, opłacalność hodowli zaczęła gwałtownie spadać. Hodowcy trzody chlewnej w pewnym momencie mogli lepiej zarobić na rozładowywaniu wagonów niż na swojej głównej działalności.

Próbę podniesienia cen mięsa podjęto w 1976 roku – działania te spełzły jednak na niczym. Podwyżka o 69 proc. wywołała wrzenie społeczne, rozpoczęto masowe protesty robotnicze, między innymi w Radomiu i Ursusie. Z podwyżek ostatecznie się wycofano, ratunkiem dla gospodarki miały być kolejne kredyty.

Gospodarka żywnościowa dość mocno została zachwiana, co gorsza część żywności była eksportowana na Wschód. Nieudolna polityka władz komunistycznych doprowadziła do tego, że w 1974 roku import żywności do Polski przerósł eksport.

Nieurodzaj, który miał miejsce w drugiej połowie lat 70, nasilił negatywne tendencje, W latach 1976-1980 produkcja roślinna zmalała aż o 16 proc., produkcja zwierzęca zaś wzrosła o 2 proc. – pogłębiło to deficyt na rynku paszowym. Pod koniec dekady w 1979 roku wartość importu żywności ze znienawidzonego Zachodu wynosiła aż miliard dolarów.

Dekada na kredyt

Edward Gierek, następca szarego, dogmatycznego, ascetycznego Władysława Gomułki, jawił się jako sprawny zarządca, gospodarz, któremu nie zależy na komunistycznych ideach, ale na rozwoju gospodarki. Wielu upatrywało w nim nadzieję na poprawę swojego dotychczasowego życia.

I rzeczywiście – początek lat 70. był czasem, gdy wzrastała konsumpcja, inwestycje prowadzone były na masową skalę. Społeczeństwo poczuło namiastkę dobrobytu, czegoś lepszego. Wszystko to, niestety, odbywało się na kredyt i nie do końca było realizowane w przemyślany sposób.

Polskie rolnictwo lat 70. to świetny przykład podejmowania nieracjonalnych działań. Dobry zarządca przecież nie lokuje większości kapitału w najmniej wydajne działy (spółdzielnie i PGR-y), nie utrudnia rozwoju tym najsprawniejszym. Nie doprowadza do tego, że zależne od siebie obszary, takie jak produkcja roślinna i zwierzęca, rozwijają się nierównomiernie, generując dodatkowe problemy. Choć wielu z sentymentem wspomina czasy Edwarda Gierka, to można powiedzieć jedno: nie były to czasy dobrego gospodarowania.

Źródła:

Wojciech Roszkowski, Historia Polski 1914-1991, Warszawa 1992

Wiesław Kot, PRL czas nonsensu. Polskie dekady, kronika naszych czasów, 1950-1990, Poznań 2007

Witold Pronobis, Polska i świat w XX wieku

Zdjęcie: Wikimedia Commons

23.02.2024