Imperium Fotowoltaiczne
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce… Imperium Galaktyczne rozpoczęło montaż paneli solarnych na myśliwcach TIE. Rebelianci już się boją, że zaoszczędzone w ten sposób fundusze ich przeciwnicy przeznaczą na budowę kolejnej bazy, którą będzie trzeba zniszczyć pod koniec filmu.
Być może byłby to ciekawy temat na jeden z epizodów Gwiezdnych Wojen. Stwierdzono jednak, że walki z użyciem mieczy świetlnych, konwersacje pomiędzy złotym, wiecznie narzekającym robotem a innym droidem mówiącym ciągle „biiip, biiip”, będą dużo ciekawsze dla przeciętnego zjadacza popcornu niż to, w jaki sposób wykorzystuje się w galaktycznym uniwersum odnawialne źródła energii. Dodajmy nawiasem, że tam było pole do popisu – na takiej planecie Tatooine widoczne były dwa słońca, było więc z czego brać.
Myśliwce TIE
Imperator Palpatine i jego ekipa znaleźli sposób, aby wykorzystywać energię solarną. Brak dofinansowania z programu „Mój Prąd” nie był dla nich przeszkodą.
Energię solarną zdecydowano się wykorzystywać w myśliwcach TIE. Każdy z nich miał na swoim skrzydle 6 ogniw fotowoltaicznych oraz magazyny do gromadzenia energii. Wyprodukowana energia zasilała dwa silniki jonowe.
Myśliwce nie miały dalekiego zasięgu, były bronią typowo ofensywną. Przeznaczone były dla jednego pilota – jeśli więc ktoś chciał wykorzystać myśliwiec jako transport pary młodej do ślubu, to musiał obejść się smakiem. W skład ich wyposażenia wchodziły dwa działka laserowe. Długość myśliwców wynosiła ok. 6,3 m.
Były niezwykle szybkie, zwinne. Ich dźwięk, przeraźliwy pisk, budził postrach wśród wszystkich, którzy nie byli po ciemnej stronie mocy. Nie dysponowały jednak hipernapędem, przez co nie mogły się równać nawet ze starym, poczciwym Sokołem Millennium, który żadnym cudem techniki nie był. Dopiero myśliwiec TIE Dartha Vadera zyskał hipernapęd – pewnie po jakiejś znajomości z Imperatorem. Brakowało w nich także tarcz ochronnych – bo po co je instalować w broni, która służy do ataku, a nie do obrony.
Kilka słów o pilotach
Piloci myśliwców TIE uważali się za elitę, byli dumni ze swoich maszyn. Choć ich statek był bezpieczny niczym dziurawa łódź na pełnym oceanie w otoczeniu zgrai rekinów, to bez mrugnięcia okiem wykonywali wszelkie rozkazy swoich przełożonych. Można ich porównać albo do japońskich kamikaze (bo praktycznie poświęcali swoje życie w każdej misji), albo do sowieckich żołnierzy z czasów II wojny światowej (bo niestety ich dowódcy nie liczyli się za bardzo z ich życiem i nie miało znaczenia, ilu ich polegnie – liczył się tylko jeden, konkretny cel).
Piloci uważali swoje statki za cuda techniki, wierzyli w to, że są niezwyciężeni. Historia (filmy) pokazała jednak, że wielokrotnie się mylili.
Źródła:
Star Wars. Encyklopedia postaci, Egmont 2012
Fot. DR